Najbardziej jestem zadowolona ze swojej pracy rocznej, której tematem była Epidemia czarnej śmierci w XIV wieku. Pisałam ją pod kierunkiem bardzo wymagającej osoby i otrzymałam za nią najwyższą ocenę. Jestem zadowolona z siebie, ponieważ nauczyłam się bardzo wiele w kwestii pisania. Na pewno post na temat epidemii pojawi się na moim blogu i będzie pewną modyfikacją tego, co zawierała moja praca.
Ten post jednak chciałabym poświęcić ostatnim wydarzeniom, które miały miejsce po wszystkich zaliczeniach. Udało mi się odwiedzić Gdańsk, a powodem wyjazdu był koncert.
Lord of the lost jest niemieckim zespołem, którego słucham już ponad 2 lata. Zespół nie należy do popularnych, a szkoda.
Szansa na ich koncert w Polsce raczej nie była duża i wymagała od nich jakiejś większej trasy. Mimo tego powiedziałam sobie, że jeśli już do nas przyjadą, to na pewno się wybiorę. Rzecz była powiedziana w samą porę. Koncert został ogłoszony nie wiele później w klubie B90, znajdującym się w Stoczni Gdańskiej. LOTL zagrał wraz z Filter i Combichrist w ramach wspólnej trasy Make Europe great again.
Z góry musicie mi wybaczyć średnią jakość zdjęć. Nie miałam możliwości zabrać ze sobą lepszego sprzętu.
Z góry musicie mi wybaczyć średnią jakość zdjęć. Nie miałam możliwości zabrać ze sobą lepszego sprzętu.
Class Grenayde (bas), Chris Harms (wokal, gitara), Tobias Mertens (perkusja), za górami za lasami jest też Gared Dirge (klawisze, gitara, perkusja) |
Wraz z koleżankami, udało nam się zająć miejsca w pierwszym rzędzie, co dało nam świetny widok na to, co dzieje się na scenie - a działo się bardzo dużo. Wszyscy muzycy są niezwykle żywiołowi, szaleją na scenie i widać, że świetnie się bawią. Chris Harms - wokalista, utrzymywał kontakt wzrokowy z fanami, uśmiechał się do konkretnych osób i pokazywał na nie.
Zabrzmiały syreny. LOTL swój występ rozpoczął od najnowszej piosenki Love of God, która znajdzie się na ich nadchodzącym albumie. Później zabrzmiało Kill it with fire, a następnie Black Lolita z dłuższym intro na perkusji - piosenka będąca swego rodzaju wizytówka zespołu. Usłyszeliśmy także Fullmetal Whore, Were all created evil, Dry the rain, Fists up in the air i Die tommorow.
Duże wrażenie zrobiła na mnie gitara z ledowymi panelami, wykonana na specjalne zamówienie Chrisa. Zagrał na niej do Six feet underground.
Bo Six (gitara) |
Panowie zrobili świetne show, mimo iż krótkie - jedynie 45 minut.
Przedostatnia piosenką, która zagrali był niecodzienny cover zespołu Backstreet boys Everybody. Dla niektórych okazało się to dużym zaskoczeniem, jednakże chłopakom udało się przedstawić tą piosenkę w ich klimatycznym stylu.
Na koniec była La bomba, czyli jak dla mnie ich najbardziej porywający utwór. Chris zszedł wtedy ze sceny i udało mi się złapać go za rękę. Bardzo fajne doświadczenie (: Zabrakło mi Credo, ale liczę że pojawi się następnym razem.
Już ze sceny panowie zapowiedzieli, że do Polski na pewno jeszcze wrócą ( we must back to Poland soon), co po wszystkich koncertach w rozmowie ze mną potwierdził także Class.
O! Tutaj jest Gared! |
Drugi zespół, występujący tamtego wieczoru - Filter, był dla mnie zupełnie nowym doświadczaniem. Nie znałam ich do tej pory i muszę stwierdzić, że bardzo mi się spodobali. Wstyd się przyznać, ale znałam jedynie Take me to heaven, ale po tym koncercie na pewno nadrobię zaległości. Ich muzyka jest bardzo przyjemna i dobrze bawiłam się na tym występie. Wiele opinii, które czytałam twierdziły, że artyści nie popisali się, aczkolwiek nie znam na tyle tego zespołu, aby tak twierdzić. Dla mnie się podobało i to się liczy.
Richard Patrick (wokal) |
Andy LaPlegua (wokal), Eric 13 (gitara), Brent Ashley (bas) |
Zabrzmiało taż między innymi Never Surrender, Blut royale - do którego publiczność wręcz oszalała, Throat full of glass, Maggots at the party, a na koniec What the fuck is wrong with you - ze specjalnymi gośćmi, od jakiegoś czasu czającymi się zza sceny, a mianowicie byli to Class Grenayde i Bo Six.
Po koncercie Combichrist, jakże sympatyczny Eric 13 zszedł do nas porobić sobie zdjęcia, dać autografy oraz pogadać. Wyjątkowo spodobał się jemu nasz selfie stick, de facto kupiony specjalnie na wyjazd. Eric zaczął robić sobie fotki z niego z kim popadnie :D
Kiedy ludzie właściwie już się rozeszli, wraz z koleżankami zawołałyśmy Classa krzątającego się na backstagu. Porobił sobie z nami mnóstwo zdjęć oraz porozmawiał. Jak już wcześniej wspominałam, powiedział że do Polski wrócą w przyszłym roku, a publiczność jest świetna. Pokazał nam także swój najnowszy tatuaż. Jest bardzo sympatycznym, naturalnym człowiekiem i bardzo się ciesze, że mogłam go poznać.
O tym wydarzeniu mogłabym pisać (i mówić) godzinami, ale wydaję mi się, że wszystko najciekawsze już opisała. Pozostaje tylko powiedzieć; Do zobaczenia w 2017 panowie !
Najlepszy koncert ever !!
OdpowiedzUsuńSwietne zdjęcia, dziękujemy za link :-)
OdpowiedzUsuńOczekuję niecierpliwie następnego wpisu :p Fotki oddają autentyczne emocje i świetną atmosferę.
OdpowiedzUsuń